Zdarza mi się grać w tych dziwnych produkcjach serialowych TVN. Mają tam dla mnie zarezerwowane role zbira, bandyty, psychola albo zboka. Czyli nie ma mowy o żadnym graniu – po prostu jestem sobą. A jako że jestem w tych rolach przekonujący – zapraszają mnie dość często. Przy kręceniu świetnie się bawię i podglądam ekipę. Uczę się. Chodzą mi po głowie pomysły… Ale nie o tym …

Ludzie często w zdumiewający sposób reagują na kamerę i w ogóle sytuację nagrywania. Historie z planu i radośni amatorzy których jest 95% w tych serialach… Pani która ma grać samotną, sponiewieraną przez życie i męża, nieszczęśliwą kobietę, przychodzi na plan odpicowana – makijaż, trwała, pazury – przecież będzie w filmie! Musi wyglądać…

I ta wiara oglądających; zresztą, nie ma się co oszukiwać – to jest ściśle określony target… Jadę kiedyś późnym autobusem, pustawo i sennie, wszyscy wracają na ostatnich nogach z roboty. Przygląda mi się dość natarczywie jakaś starsza pani. Nie zwracam uwagi. Za chwilę wyprzedza nas radiowóz na sygnale, wpadają policjanci i pędzą do mnie. Celują i wrzeszczą bym okazał dokumenty i padł na glebę i ręce do tyłu i na widoku. Tak byli przejęci, że w ciasnym przejściu wchodzili sobie na linie strzału swoich przestraszonych, drżących pistoletów. I każdy wykrzykiwał inną komendę. Było tragikomicznie. Nie ośmieliłem się z nimi drażnić, bo w każdej chwili któryś mógł w panice wypalić. Zacząłem mówić powoli, stojąc w bezruchu z lekko uniesionymi rękami. Trwaliśmy w takim pacie z 10 minut, zanim przez radio nie sprawdzili czy jestem poszukiwany. W międzyczasie przyjechały jeszcze dwa radiowozy… Później się wyjaśniło – pani oglądała programy kryminalne wszystkie jak leci – Fajbusiewicza, 997 i co tam jeszcze jest. I między innymi W11. To wszystko zlewało jej się w jedno i brała śmiertelnie serio…

Albo postacie za którymi można się schować… Wcielałem się w postać bandziora – klasyk – diler, alfons itd. Szukam gościa który zwinął mój towar. Ślad prowadzi do stałego klienta „moich” dziewczyn. Jest scena w której „klient” rozmawia z „prostytutkami”. Tej rozmowy nie słychać – ma być tylko startem do sceny w której go dopadamy i odpytujemy na okoliczność. Po każdym dublu dziewczyny są dość zdetonowane. Wreszcie powiedziały – facet, korzystając z okazji że ma „rozmawiać z prostytutkami” a i tak nic nie słychać, wylewał na nie jakieś obsceniczne opowieści, propozycje i mizoginistyczne pomyje. Ale na szczęście zaraz była scena gdzie następuje szybkie przesłuchanie w ciemnym zaułku. Po którymś z kolei dublu reżyser zwrócił nam (byłem z moją „prawą ręką”) uwagę, że nie musimy się tak wczuwać… Do piątego dubla pan już nie przystąpił.

Reżyserzy – różni, niektórzy sympatyczni, inni wyniośli, jedni machający ręką na większość, zdając sobie sprawę z sortu produktu, inni nawet w tym gatunku starający się uzyskać wyżyny. Jedni miotają się, komenderują, wydają sprzeczne wrzaski i cudownie dezorganizują wszystkim pracę. Inny – stonowany, mówiący półgłosem, każde polecenie kończący słowem „proszę”, przyjmujący uwagi ale podejmujący decyzję jasno ją wyrażając… Jeszcze inny niezdecydowany, powtarzający każdą scenę po kilkanaście razy…

Rozmowy ludzi w trakcie długich nudnych przerw – pomijam już bezustanne narzekactwo na wszystko i wszystkich i polityczne dyskusje rodem z przedszkola albo magla. Ale rozmowy o pierdołach przerażające poziomem – dwie panie rozmawiają o uciążliwości posiadania psa – jedna opowiada, jak to kiedyś jej pies budził ją regularnie o 5.30 rano na spacer. Druga zdziwiona pyta – w łykendy też?..-

Kręcimy w plenerze, jakaś leniwa rzeczka i grupka młodzieży gimnazjalno licealnej. Jeden chłopak wkręca dziewczyny, że to jest właśnie ten zbiornik w którym matka Achillesa kąpała trzymając go za piętę. Dziewczyny, trochę niedowierzając, próbują znaleźć słaby punkt w jego opowieści. – Ale przecież Achilles nie był Polakiem! – Wypala jedna z tryumfem. – A kim? – Amerykaninem! –

Ostatnio widziałem scenę wzruszającą – biegałem jako zbiegły bandzior po szpitalu. W poczekalni siedzi staruszka o kulach. Rola halabardnika – ma w odpowiednim momencie wstać, przekuśtykać z punktu A do punktu B. Później do C. I do rejestracji z jakimś papiurkiem w garści. Zaczepia reżysera i nie daje się zbyć – chwyta go za ramię i pyta – Panie Reżyserze – jaka jest ta postać którą gram? Czy ja ze szpitala wychodzę czy mnie przyjmują? Choruję długo czy właśnie mi się coś stało? Jestem samotna czy ktoś do mnie zaraz przyjdzie?.. – Bardzo się bałem, że reżyser wybuchnie śmiechem albo ją zbędzie. Że powie jej jak bardzo jest tu tylko scenografią… Pochylił się nad nią, więc nie słyszałem co jej klarował, ale jej promienny uśmiech mówił wszystko… I była bardzo przekonywująca.

12715346_1006661106059287_4573381302215550344_n

Komentarze

comments